Łączna liczba wyświetleń

sobota, 2 czerwca 2012

Lewe prawo (29)


STRASBURSKIE KRUCZKI

   Okazuje się, że kandydatów na polskich sędziów w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu, rozpatrującym skargi naszych obywateli na własne państwo i rząd, wybiera niejawnie komisja, którą tworzą wyłącznie przedstawiciele rządu: Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Ministerstwa Sprawiedliwości i Prokuratorii Generalnej!  Ot, symbol rzekomej niezawisłości władzy sądowniczej (judykatywy) od wykonawczej (egzekutywy) w III RP.

   Takie "praworządne" zwyczaje panują jeszcze bodaj tylko w Bośni i Hercegowinie - wynika ze sprawozdania Rady Europy. Wiadomość ta pozwala lepiej zrozumieć, skąd się bierze zadziwiająco nierównościowe i niespójne orzecznictwo ETPC.

   Zamiast pisać "od Adama i Ewy", o co mi konkretnie chodzi - pozwolę sobie pójść na skróty, sposobem "kopiuj-wklej". Poniżej: chronologiczny zestaw 7 felietoników z mojego bloga z czerwca 2011.




WYGRANĄ W STRASBURGU

MAM JAK W BANKU

   Lekarz kardiochirurg Mirosław Garlicki - ten, o którym Zbigniew Ziobro, jako minister sprawiedliwości, powiedział, że "nikt już przez tego pana życia pozbawiony nie będzie" - wygrał z polskim państwem w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu. Doktor otrzyma 8 tys. euro odszkodowania tylko dlatego, że o jego aresztowaniu - po zatrzymaniu 12.02.2007 przez funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego - zadecydował sądowy asesor.

   Nie jest to pierwszy taki wyrok. 14.06.2011 ETPC kolejny raz stwierdził bezprawność orzekania w Polsce przez asesorów, którzy jako powoływani przez ministra sprawiedliwości nie byli niezawisłymi urzędnikami publicznymi.

   Moja skarga do Strasburga, potwierdzona i przyjęta, też zawiera zarzut, że autorką oprotestowanego wyroku Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieścia z 10.06.2008 jest ówczesna asesor Anna Sobczak. Mam więc pewność, że wygram przynajmniej w tym punkcie.

   Chociaż oczywiście wolałbym, aby ETPC rzetelnie ocenił przede wszystkim dowód na ewidentne nadużycie władzy przez Sobczak i jej starsze koleżanki - sędzie z instancji odwoławczej: Elżbietę Sobolewską-Hajbert, Annę Kuczyńską i Izabelę Bamburowicz. Jestem bowiem przekonany, że popełniły one przestępstwo przekroczenia uprawnień, polegające na nieuwzględnieniu litery przepisów ustawowych, dotyczących meritum moich roszczeń finansowych wobec ZUS.

   Asesorów w polskich sądach nie ma od 5.05.2009. Bezprawność ferowania przez nich orzeczeń stwierdził Trybunał Konstytucyjny wyrokiem z 27.10.2007.

   Śmiem uważać, że mam w związku z tym więcej racji niż dr Garlicki. Wszak postanowienie o jego aresztowaniu asesor wydał ponad osiem miesięcy przed wyrokiem TK, podczas gdy w mojej sprawie asesor Sobczak orzekała przeszło siedem miesięcy po wyroku TK.

   Zwróciłem również uwagę, że dr Garlicki czekał na werdykt ETPC około czterech lat. Ja czekam dopiero(?) niespełna dwa lata…

DATY

   Zestawienie dat w powyższej sprawie doktora Mirosława Garlickiego to dodatkowy dowód, jak kompromitującym bublem orzeczniczym jest uzasadnienie postanowienia Sądu Okręgowego we Wrocławiu z 24.01.2011. Dzieło Grażyny Josiak, Urszuli Kubowskiej-Pieniążek i Czesława Chorzępy.

   Przypomnę, że tym orzeczeniem sędziowie ci odrzucili mój drugi wniosek o wznowienie postępowania w sprawie roszczeń finansowych wobec ZUS. Uzasadnili, że nie znaleźli "rzeczywistej podstawy skargi", ponieważ przywołany w niej wyrok Sądu Najwyższego, świadczący o słuszności moich żądań odszkodowawczych, zapadł dwa lata później niż obrażający przepisy ustawowe wyrok Anny Sobczak z Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieścia oraz rok później niż równie niedopuszczalny wyrok Elżbiety Sobolewskiej-Hajbert, Anny Kuczyńskiej i Izabeli Bamburowicz z Sądu Okręgowego we Wrocławiu.

   Natomiast sędziowie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka uznali za zasadny zarzut dr. Garlickiego, że decyzję o jego aresztowaniu zmajstrował zawisły (uzależniony) od swoich pracodawców sądowy asesor. Jakoś nie wpadli oni, ci w Strasburgu, na zgoła idiotyczny pomysł, by nie dać skarżącemu odszkodowania pod pretekstem, że wyrok polskiego Trybunału Konstytucyjnego, oficjalnie stwierdzający nielegalność orzekania przez asesorów, zapadł osiem miesięcy po wydaniu przez osobę nieuprawnioną postanowienia o tymczasowym pozbawieniu wolności lekarza podejrzewanego m.in. o korupcję.

CO PRZYSŁUGUJE GARLICKIEMU,

TO MNIE SIĘ NIE NALEŻY

   Naiwna okazała się moja wiara w przewidywalność i rzetelność Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Listem z 16.06.2011, który otrzymałem 20.06.2011, zostałem poinformowany przez "sekretarza prawnego K. Kosowicza", że ETPC "orzekający jednoosobowo (sędzia L. Mijović) zadecydował na posiedzeniu w dniu 9 czerwca 2011 r. o uznaniu Pana skargi wniesionej w dniu 1 sierpnia 2009 r. (…) za niedopuszczalną".

   Ustaliłem, że radca prawny Kosowicz ma na imię Krzysztof, a sędzia Mijović - Ljiljana. Reprezentuje ona Bośnię i Hercegowinę.

   "Decyzja ta jest ostateczna i nie podlega zaskarżeniu" - przeczytałem i poczułem się jak uwięziony w mackach togowej ośmiornicy…

   W jednym z ostatnich wpisów w swoim blogu, zatytułowanym huraoptymistycznie "Wygraną w Strasburgu mam jak w banku", odnotowałem sukces kardiochirurga Mirosława Garlickiego, któremu 14.06.2011 ETPC przyznał 8 tys. euro odszkodowania za to, że orzeczenie o aresztowaniu tego lekarza wydał sądowy asesor. Skoro tak - pomyślałem wówczas - to moja skarga z pewnością też zostanie uwzględniona, przynajmniej w tej części, w której zarzucam, że autorką kwestionowanego przeze mnie orzeczenia też była asesor.

   Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że 5 dni wcześniej, 9.06.2011, bośniacka sędzia Ljiljana Mijović jednoosobowo uznała moją skargę za niedopuszczalną. Dlaczego? "Na podstawie - poinformował mnie sekretarz prawny Krzysztof Kosowicz - przedstawionego materiału dowodowego oraz oceniając skargę w granicach swych kompetencji, Trybunał uznał, że nie zostały spełnione kryteria dopuszczalności skargi, o których mowa w art. 34 oraz 35 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka". Brak uszczegółowienia, których to wymienionych tam "kryteriów dopuszczalności" nie spełniłem.

   Zastanawiam się, kto tłumaczył Mijović moją skargę? Tłumacz przysięgły niezwiązany z polskim sądownictwem, czy któryś z prawników delegowanych z naszego kraju do ETPC? I jak ten ktoś tłumaczył skargę? Wiernie, czy wypaczając jej treść i sens?

   Poza tym jakim cudem uznano wydanie orzeczenia przez asesora w mojej sprawie za dopuszczalne, a wydanie orzeczenia przez asesora w sprawie doktora Mirosława Garlickiego - za niedopuszczalne? Czy jakieś znaczenie ma fakt, że jedynym przedstawicielem Polski w 47-osobowym ETPC jest sędzia Leszek Garlicki? Zbieżność nazwisk zupełnie przypadkowa?

   Pytań na gorąco nasunęło się mi więcej. Niestety, odpowiedzi na żadne z nich nie doczekam.

   "Mam obowiązek poinformować Pana - zawiadomił sekretarz prawny - że Kancelaria Trybunału nie będzie udzielać żadnych dodatkowych informacji dotyczących posiedzenia Trybunału w niniejszej sprawie, ani prowadzić dalszej korespondencji na temat powyższej decyzji. Nie otrzyma Pan również żadnych innych dokumentów z Trybunału w tej sprawie".

   I żebym nie miał jakichkolwiek wątpliwości co do losu mojej sprawy w ETPC, Kosowicz dodał: "Ponadto, zgodnie z instrukcjami Trybunału, akta, które zostały założone do niniejszej skargi, zostaną zniszczone w ciągu jednego roku od daty decyzji". Czyli po 9.06.2012 jedynym świadectwem owego europrzekrętu będzie ten blog.

OFIARA PROTOKOŁU

   Wygląda na to, że jestem jedną z coraz liczniejszych ofiar niedawnej reformy orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Mam na myśli obowiązujący od 1.06.2010 protokół nr 14 do Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.

   Na tej podstawie skargi obywateli mogą być odrzucane mocą decyzji jednego sędziego. Wcześniej orzekano w podobnych sprawach w składzie trzyosobowym. Wprowadzono dodatkową przesłankę dopuszczalności skargi. Teraz masowo odrzucane są sprawy, w których skarżący nie poniósł istotnej szkody.

   Efekt jest taki, że obecnie w Strasburgu najpierw do archiwum, a po roku na przemiał ląduje co najmniej 95 proc. skarg z Polski. Przepadają głównie te, których autorzy zarzucają krajowym sądom niewłaściwą interpretację prawa oraz błędną ocenę stanu faktycznego i dowodów.

   Zaczynam przyznawać rację tym, którzy uważają, że ETPC służy walczącym z krzyżami w miejscach publicznych, zwolennikom przerywania ciąży, przestępcom niezadowolonym z ciasnoty w więziennych celach, czy homoseksualistom czującym się dyskryminowanymi. Natomiast pokrzywdzeni przez krajowe sądy nie mają tam na co liczyć.

   Protokół nr 14 de facto pozwala naszemu wymiarowi (nie)sprawiedliwości na więcej orzeczniczego bezprawia niż to było możliwe jeszcze rok temu.

RÓWNY I RÓWNIEJSZY

   Po przespaniu się z decyzją bośniackiej sędzi Europejskiego Trybunału Praw Człowieka - Ljiljany Mijović, która uznała moją skargę przeciwko państwu polskiemu za "niedopuszczalną", wstałem nazajutrz ze swoją teorią, co mogło być podstawą takiego orzeczenia. Muszę spekulować, bo w oficjalnym zawiadomieniu ze Strasburga zabrakło jednoznacznego uzasadnienia niekorzystnego dla mnie werdyktu. Próżno szukać choćby wzmianki, że skarga była po prostu nieuzasadniona. Na domiar złego, nie mam żadnych szans na poznanie szczegółów niejawnego, jednoosobowego posiedzenia tego międzynarodowego sądu. To bowiem tajne przez poufne.

   Mniemam zatem, że zadziałał przede wszystkim, obowiązujący w orzecznictwie ETPC od 1.06.2010, artykuł 12 protokołu nr 14 do Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Przepis ten stanowi: "Trybunał uznaje za niedopuszczalną każdą skargę indywidualną wniesioną w trybie artykułu 34, jeśli (…) skarżący nie doznał znaczącego uszczerbku". Cel tej wrzutki wydaje się oczywisty - jest nim usprawnienie orzecznictwa ETPC. A że gdzieś po drodze gubi się sprawiedliwość, to już insza inszość.

   Wypada przyznać, że np. w porównaniu z kardiochirurgiem Mirosławem Garlickim rzeczywiście nie doznałem istotnej szkody. On - podejrzewany o przyjmowanie łapówek i przyczynienie się do śmierci pacjenta - na podstawie orzeczenia asesora sądowego przesiedział trzy miesiące w areszcie. Ja - ofiara bezspornego bezprawia urzędników ZUS - na podstawie orzeczenia sądowej asesor poniosłem tylko stosunkowo niewielkie straty finansowe. Zacytowany fragment artykułu 12 pasuje więc do mojej sprawy jak ulał.

   Jak to się jednak ma do fundamentalnej zasady równości obywateli wobec prawa? A tak, że pokrzywdzony przez funkcjonariuszy publicznych (w tym sędziów) jest równy, ale oskarżony o nieumyślne zabójstwo i korupcję - równiejszy.

   Puentując bezpruderyjnie: zdaje się, że znów zostałem wydupczony przez "wymiar sprawiedliwości" kazuistycznymi sztuczkami.

EUROOBCIACH

   - Dobrze ci tak! Było nie głosować za Związkiem Socjalistycznych Republik Europejskich! - zażartował złośliwie znajomy, prawicowiec i eurosceptyk w jednym, po przeczytaniu mojej refleksji o wydupczeniu przez Europejski Trybunał Praw Człowieka.

   Wytyk wydawał się mu celny. Pamiętał, że w referendum głosowałem za członkostwem Polski w Unii Europejskiej. Miał więc prawo uważać mnie za euroentuzjastę. Chociaż w rzeczywistości jestem raczej eurorealistą, świadomym cywilizacyjnej konieczności kontynentalnej integracji.

   - Pudło! - nie straciłem dobrego humoru. - Strasburski trybunał nie jest przybudówką unijną! - sponiewierałem go wiedzą, tudzież "siłom i godnościom osobistom".

   ETPC - wyłożyłem - jest organem Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Nie mającym związku z Unią Europejską, liczącą obecnie 27 państw, i co najwyżej luźno powiązanym z Radą Europy, tworzoną przez 47 państw.

   - Zauważ - dodałem - że moją sprawę rozpatrywała sędzia z Bośni, z kraju, który do unii nie należy, ale do rady i owszem.

   - Proponuję remis - zareagował znajomy po szachowemu, wiedząc też o moim ulubionym hobby.

   - Zgoda - zachowałem się niczym przyjaciel polityki miłości i wróg mowy nienawiści, krzyżując swoją prawicę z jego lewicą (bo on akurat mańkut).

   A już po tej wymianie ciosów z pokojowym finałem, pomyślałem z niepokojem, że w kwestii wymiaru sprawiedliwości to nie tyle Polska zbliża się do Europy, ile Europa do Polski. Za którą - wystarczy spojrzeć na mapę - jest już tylko ściana, czyli Białoruś…

W PRAWNEJ PUŁAPCE

   Bogatszy o kontakty z Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu, chcę zwrócić uwagę skarżącym się tam na swoje państwo Polakom na pewne pułapki. Doświadczyłem ich osobiście.

   Po zarejestrowaniu skargi, trybunał najpierw bada - w czasie około dwóch lat - jej dopuszczalność. To znaczy: czy spełnia ona wszystkie bez wyjątku kryteria formalne (w ogóle nie wnika na tym etapie postępowania w meritum sprawy). Jeśli brak choćby jednego z licznych wymogów, trybunał wydaje krótką i niepodważalną decyzję o niedopuszczalności skargi. Nie informując jej autora, jakie konkretnie uchybienie popełnił!

   Trybunał w swym orzecznictwie - wiem to z internetu - wielokrotnie podkreślał, że nie jest kolejną instancją odwoławczą od niekorzystnych rozstrzygnięć sądów krajowych. Dlatego nie jest jego zadaniem badanie błędów - co do faktów i co do prawa - popełnionych przez sędziów w Polsce i innych państwach europejskich!

   Bodaj najbardziej kuriozalne jest tłumaczenie, dlaczego trybunał za niedopuszczalne uznaje skargi kwestionujące zgodność wyroków z ustawodawstwem danego kraju. Robi to, ponieważ w istocie żaden przepis - nawet artykuł 6 - Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, będącej podstawą działalności ETPC, nie gwarantuje nikomu prawa do… korzystnego orzeczenia sądowego!

   Jeśli kogoś jeszcze zaskakuje bezczelne wręcz lekceważenie przez polski "wymiar sprawiedliwości" obywateli skarżących się do Strasburga, to po uświadomieniu sobie powyższych praktyk powinien przestać się temu dziwić.

PARAGRAF 22 PO STRASBURSKU

   Oficjalna strona internetowa polskiego Ministerstwa Sprawiedliwości. W tekście "Podstawowe informacje dotyczące składania skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka", w części pt. "Warunki dopuszczalności skargi", dopisano: "Protokół nr 14 Konwencji, który wszedł w życie w dniu 1 czerwca 2010 roku wprowadził nowe kryterium dopuszczalności skargi tzw. „znaczący uszczerbek”. Trybunał uzna za niedopuszczalną każdą skargę indywidualną w przypadku, gdy wnioskodawca nie doznał znaczącego uszczerbku, chyba że poszanowanie praw człowieka w rozumieniu Konwencji i jej Protokołów wymaga rozpoznania przedmiotu skargi oraz pod warunkiem, że żadna sprawa, która nie została należycie rozpatrzona przez sąd krajowy, nie może być odrzucona na tej podstawie".

   Nie będę się znęcał nad polszczyzną owego dwuzdaniowego tekstu, ani wytykał brakujących przecinków (nie o "chyba że" piszę) i błędnego użycia cudzysłowu w połączeniu ze zwrotem "tzw." (albo jedno, albo drugie). Pozwalam sobie tylko przedstawić oficjalny dowód "usprawnienia" (czy jak kto woli: tzw. usprawnienia) pracy ETPC w Strasburgu poprzez uchwalenie nowego przepisu, który automatycznie eliminuje większość skarg Polaków na swoje państwo - z jego sądownictwem na czele.

   Szczególny wyraz togowej hucpy stanowi końcowy fragment zacytowanej informacji, zaczynający się od "chyba że". Jak możliwe jest stwierdzenie nienależytego rozpatrzenia sprawy przez sąd krajowy i tym samym uznanie, że skarga wymaga rozpoznania w Strasburgu mimo niedoznania przez wnioskodawcę znaczącego uszczerbku - skoro sędziowie ETPC podejmują (jednoosobowo!) decyzję o niedopuszczalności skargi z tej przyczyny formalnej (czyli z braku istotnej szkody) bez wnikania w meritum (sedno) sprawy?

   Artykuł 12 w protokole nr 14 do Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, zawierający ów niejasny zapis o nieznaczącym uszczerbku, jako żywo przypomina mi sytuację bez wyjścia, w której występują sformułowania wzajemnie się wykluczające.

   Odnoszę czasem wrażenie, że niektórych sędziów, naszych i zagranicznych, potrafią zrozumieć chyba tylko psychiatrzy, specjaliści od rozpoznawania schizofrenii paranoidalnej itp. umysłowych przypadłości. Ja mogę co najwyżej zdiagnozować u tych szwarckieckowych oczywistą intelektualną niedyspozycję, której jestem jedną z licznych - niestety - ofiar.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz